czyli sprawozdanie z pobytu
na Lazurowym Wybrzeżu
w ramach projektu edukacyjnego
gminy Wadowice
(Mobilność Kadry Edukacji Szkolnej)
Początek (commencement)
Przygotowania do
udziału w projekcie gminnym zaczęły się kilka miesięcy przed wyjazdem. Podczas
spotkania z nauczycielami z różnych szkół naszej gminy przedstawiłam informacje
na temat Francji – jej dorobku kulturowego, zwyczajów, współczesnych problemów.
We własnym zakresie rozpoczęłam naukę języka francuskiego, natomiast przed
samym wyjazdem nawiązałam kontakt mailowy z rodziną francuską, u której później
zamieszkałam (od 1 do 15 lipca 2017r.)
Szkoła (école)
Organizatorzy
sprawnie przeprowadzili testy (pisemne i ustne) wśród nowych studentów i
podzielili wszystkich na małe grupy. Intensywna praca trwała tydzień, a później
następowała zmiana grupy i nauczyciela, związana z kolejnymi testami i coraz to
nowymi studentami, przybywającymi do Centre International.
Nauka języka
francuskiego wiązała się ściśle z edukacją międzykulturową i międzypokoleniową,
gdyż w jednej grupie pracowali ludzie w różnym wieku z różnych krajów (Rosja,
Stany Zjednoczone, Brazylia, Szwecja, Ukraina). Dopiero w drugim tygodniu
pobytu spotkałam jedynego Polaka… Konwersacje odbywały się w języku francuskim,
ale wykorzystywałam również swoją znajomość języka angielskiego i rosyjskiego.
Jestem pełna
podziwu dla kadry w Centre International d’ Antibes. Myriam i Mireille, które
prowadziły zajęcia, zaskakiwały nas wszystkich swoją pomysłowością. Było miło,
sympatycznie, wesoło i ciekawie. Czas mijał błyskawicznie, chociaż zajęcia trwały
od 9.00 do 12.20 i obejmowały 40 godzin lekcyjnych. W szybkim tempie poznaliśmy
mnóstwo słówek, zaczęliśmy mówić o sobie, rozmawiać, zadawać pytania,
przygotowywać prezentacje „na gorąco”, bez słowników. Pracowaliśmy
indywidualnie, parami i całą grupą. Wykorzystywaliśmy elementy gier
dydaktycznych, pisaliśmy ze słuchu, ćwiczyliśmy wymowę na przykładach śmiesznie
zestawionych, trudnych wyrazów. Razem z Myriam wyruszyliśmy w teren, by w
małych grupach rozmawiać ze sprzedawcami w marketach i na placach, a potem
prezentowaliśmy nasze odkrycia (niezwykłych towarów i … ich niezwykłych cen;
niezwykłych, bo dość wysokich na Lazurowym Wybrzeżu). Mireille z kolei sprawiła,
że zajęcia z nią były po prostu frajdą dla wszystkich. Myślę, że francuskie
innowacyjne rozwiązania dydaktyczne wykorzystam w swojej pracy nauczycielskiej,
upowszechniając dobre praktyki w polskiej edukacji.
Kontakty (contacts)
Ludzie, u
których mieszkałam przez dwa tygodnie, byli niezwykle uroczy. Philippe, ojciec
rodziny, opowiadał o Antibes, o sobie, o rodakach i ich zwyczajach. Ciekawiła
go bardzo Polska i nasz styl życia. Pytał między innymi o to, czy też mamy tyle
beznadziejnych programów telewizyjnych, czy na naszych drogach też są ciągle
korki… Jego córka, Marine, miło wspominała swój pobyt w Polsce, zwłaszcza w
Krakowie, który bardzo jej się spodobał. Do tej pory pamięta Kościół Mariacki z
jego ołtarzem i przepięknym sklepieniem krzyżowo – żebrowym. Zauważyła, że
polichromia jest podobna do tej w kaplicy św. Bernarda w Antibes (którą
zwiedziłam później). Z nimi rozmawiałam w języku francuskim i angielskim, natomiast
z gospodynią mieszkania, Marielle, tylko w języku francuskim, ćwicząc
podstawowe umiejętności językowe. Urzekły mnie francuskie śniadania (petit
déjeuner) – niewielkie, smaczne i pożywne (grzanki, masło, dżemy, sery, a nawet
naleśniki; do tego kawa, herbata lub sok).
Na ulicach, w
kawiarniach, restauracjach, sklepach czy na plaży słyszałam język francuski,
który brzmi jak muzyka, dlatego przyjemnie się go słucha… Tym niemniej z każdym
Francuzem można porozmawiać w języku angielskim, który też przy okazji
ćwiczyłam. Z Rosjanami rozmawiałam po rosyjsku, a z Ormianinem – po rosyjsku i
angielsku. Miał dużo pytań, dotyczących naszego kraju. Znał wszystkie filmy
Romana Polańskiego, wysoko cenił reżyserską pracę Krzysztofa Kieślowskiego i
był zachwycony jego filmami. Znał też naszych poetów, kompozytorów; uważał, że
jesteśmy utalentowanym narodem i powinniśmy być z tego dumni. Ciekawiło go, czy
my, Polacy, czytamy literaturę rosyjską i czy uczymy się jej w szkołach. Trochę
się zdziwił, gdy zacytowałam mu z pamięci fragment „Eugeniusza Oniegina” w
oryginale, przypominając sobie dawno niewykorzystywany język rosyjski. Nawiasem
mówiąc, znał ciąg dalszy poematu Puszkina (a uczniowie w szkole często mnie
pytają, po co właściwie mają się uczyć wierszy na pamięć…).
Pasje Francuzów
(passions des Français)
Nie wiem, czy na wszystkie zwróciłam uwagę, ale na pewno
jedną z nich jest ukochanie kwiatów. Widać je dosłownie wszędzie – na skwerach,
placach, w oknach domów, przy murach, nad głowami przechodniów; często pną się
pomiędzy kamieniczkami, łącząc je ze sobą... Myślę, że z tego właśnie powodu nie wycina się
starych drzew. Te, które są na zdjęciach, zobaczyłam przy mojej drodze na skróty
do szkoły. Gospodarz domu, Philippe, pokazał mi je z wielką dumą. Nowocześni
Francuzi mają sentyment do wszystkiego, co stare. W mieście zwraca się uwagę na
drzwi – przy wielu kamienicach są tak stare, że wydaje się to nie do
uwierzenia. Ale są, funkcjonują, nikt nie myśli o ich wymianie na nowe, z płyty
czy czegoś w tym rodzaju – i to właśnie jest piękne! Tworzą niepowtarzalny
klimat tego miasta.
Pewnego dnia na znanym mi już placyku przed kawiarenką
pojawili się mieszkańcy miasta, którzy wystawili na sprzedaż niepotrzebne im
rzeczy – i było mnóstwo takich, którzy z zainteresowaniem je oglądali. Okazuje
się, że wszystko, co stare, może nawet poobijane, ma tu swoją wartość
(zwłaszcza rzeczy autentyczne, a nie sztucznie postarzane...).
Antibes to
miasto założone przez starożytnych Greków (ok. V – IV w. p. n. e.) między
górami i morzem. Bogata jest jego historia, gdyż przechodziło różne koleje
losu, ale do dziś widać wpływy greckie w architekturze (kiedyś nosiło nazwę
Antipolis). Dziś można podziwiać urokliwe wąskie uliczki, piękne budynki z
charakterystycznymi okiennicami i dachówkami o głębokiej fali w ciepłej
kolorystyce południa Francji. Wszędzie zieleń – gdzie tylko okiem sięgnąć,
rosną palmy, kaktusy i wszelkie kwiaty, a zwłaszcza oleandry, nazywane tu lauriers
roses, które często są po prostu drzewami. Kwitną w kolorze białym, różowym,
łososiowym lub kremowym i nadają miastu swoisty charakter.
Podobały mi się
msze w katedrze w Antibes. Kościół wprawdzie nie był pełny, ale wierni wiedzieli,
po co do niego przychodzą. Przygotowaniami do mszy zajmowali się ludzie
świeccy; oni też zbierali pieniądze na składkę. Prowadzili śpiewy kościelne,
dyrygując przy ołtarzu, a robili to tak sprawnie i pięknie, że cały kościół
śpiewał żywo, energicznie. Wierni uśmiechali się do siebie, a po skończonej
mszy wcale nie uciekali z kościoła, przepychając się nawzajem, jak to często u
nas bywa…
Urocza jest też
niewielka kaplica św. Bernarda, z owocującymi przed wejściem drzewkami pomarańczy
po obu stronach (zdjęcie obok). W środku jest cicho, urokliwie, spokojnie…
W Antibes
znajduje się muzeum Pabla Picassa. Mieści się w dawnym zamku rodziny
Grimaldich, który został przejęty przez miasto w 1926 roku. Dwadzieścia lat
później mieszkał tu przez sześć miesięcy wielki artysta, który zostawił miastu
około 250 swoich dzieł, w tym oryginalną ceramikę, własnoręcznie zdobioną. Z
okien zamku miał przepiękny widok na Morze Śródziemne… W muzeum można obejrzeć
mnóstwo prywatnych zdjęć Picassa z różnych okresów jego życia. Twórca ten do
dziś fascynuje, a przewodnicy ze szkoły w Antibes mówią o nim z wielkim uczuciem
(między innymi Claudio, organizator wycieczek, przewodnik, świetny gawędziarz i
przemiły człowiek). Miasto jest dumne z pobytu artysty w tym
wspa
niałym
miejscu.
Antibes leży w
Prowansji. Ciekawostką jest sposób funkcjonowania targu prowansalskiego (le
Marche Provençal) w mieście. Od rana odbywa się sprzedaż owoców, warzyw, serów,
ziół, przypraw, miodu, lawendy, oliwek, a także sukienek, kapeluszy, koszyków,
pościeli, ręczników i wielu innych artykułów. Po południu ani śladu po
sprzedawcach. Na teren targu wchodzi ekipa sprzątająca, a po chwili pobliskie
kawiarenki rozkładają w tym miejscu stoliki i krzesła – pod zadaszeniem, w
cieniu można spokojnie posiedzieć, coś przekąsić i odpocząć.
W Antibes mieści
się najważniejszy i największy port jachtowy w basenie Morza Śródziemnego. Port
Vauban to jedyne miejsce Lazurowego Wybrzeża, gdzie mogą się zmieścić ogromne
jachty bogatych tego świata (zwany jest Przystanią Miliarderów czy też Portem
Miliarderów). Na nabrzeżu portu od niedawna (2010 rok) znajduje się nowoczesna
rzeźba, której wysokość z daleka przyciąga wzrok turystów. Autor, Jaume Plensa,
stworzył niezwykłe dzieło, któremu nadał tytuł „Nomade”. Niektórzy wpadają w
zadumę na widok siedzącej postaci, zapatrzonej w morze, a inni po prostu…
wspinają się na nią od środka lub od zewnątrz. Jedno jest pewne – nikt nie
przechodzi obok niej obojętnie.
W okolicy (prés de la ville)
Niedaleko Antibes, w
miejscowości Grasse, znajduje się fabryka perfum Fragonard i jednocześnie Musée
International de la Parfumerie. Jej początki sięgają XVIII wieku, a perfumy
produkuje się tu do dziś, ręcznie napełniając flakoniki i pakując je. Znaleźć
tu można kompozycje zapachowe do perfum produkowanych na całym świecie;
wąchanie koszy do filtrowania daje pojęcie o rozmaitości zapachów. W budynku
znajdują się też przepięknie urządzone stoiska z perfumami, mydełkami ręcznie
produkowanymi, żelami, tonikami oraz wieloma innymi kosmetykami. Francuskie
zapachy potrafią oczarować każdego zwiedzającego… Nasza wycieczka tu właśnie
zatrzymała się na długo (nawet na bardzo długo).
Nadmorskie
uzdrowisko Juan les – Pins zachwyciło mnie przepięknymi, piaszczystymi plażami,
mającymi długość około 25 km. Niektórzy twierdzą, że tu właśnie jest najpiękniej.
W Nicei urzekł
mnie… port lotniczy. Pasy startowe ciągną się wzdłuż wybrzeża wysuniętego w
morze. Samoloty startują wprost w stronę wielkiej lazurowej wody – wrażenie
jest niesamowite!
Zanim
dojechaliśmy do Monako, mogliśmy podziwiać je z góry, z punktu widokowego. Maleńkie
miasto – państwo jest pięknie położone i zachwyca swym urokiem. Szczególnie
warto polecić muzeum oceanograficzne, założone przez księcia Alberta I
Grimaldiego, naukowca, badacza. Sam stuletni budynek stoi na wysokiej skale, a
w środku znajduje się około 100 różnej wielkości zbiorników z wodą. Zwiedzający
mogą oglądać życie w wodzie, podziwiać podwodny świat i… robić zdjęcia. W
ogromnych salach zaskakują szkielety zwierząt morskich, wiszące nawet u sufitu
(największy z nich liczy około 18 metrów długości). Ekspozycje są starannie
dobrane, pomysłowo zestawione tak, że turyści nie chcą odchodzić od szyb…
Wszystkich natomiast zaskakuje jedna z nich, prezentująca… stare rzeczy,
wyłowione z morza – jakiś poobijany czajnik, dziurawe wiadro, lalka bez oka
itp. Wśród nich króluje wesoła maska klauna. Książę Albert miał poczucie
humoru… Był zapewne estetą, skoro misternie wykonana posadzka przedstawia
żyjątka morskie. Bardzo mi się spodobała. Ogromne wrażenie wywarła na nas
wszystkich katedra św. Mikołaja w
Monako.
Podsumowanie (résumé)
Pobyt w szkole
językowej i w Antibes wspominam miło. Rozmawiałam z wieloma ciekawymi ludźmi,
nauczyłam się podstaw języka francuskiego, podziwiałam pracę francuskich
nauczycieli języka. Wykorzystywałam w praktyce znajomość angielskiego,
rosyjskiego i francuskiego. Zwiedziłam miasto i jego okolice, poznałam bogactwo
kulturowe tego regionu. Wspólnie z prowadzącymi zajęcia dyskutowaliśmy o
problemach językowych, sposobach wymawiania słów francuskich w zależności od
narodowości, porównywaliśmy ciekawe zagadnienia, próbowaliśmy dociec, skąd
biorą się wyjątki od wielu reguł – jednym słowem oprócz nauki języka pojawiały
się dyskusje o nim, co mnie jako polonistę bardzo interesuje.
Zdobytą wiedzą i
doświadczeniem chętnie podzielę się z innymi - zarówno z uczniami jak i z
nauczycielami.
Autorka relacji oraz zdjęć: Alicja Kania
Zespół
Szkół nr 1 w Choczni
Koordynator placówki: Kinga Cholewka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz