Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 lipca 2017

Relacja z pobytu we Francji - p. Alicja Kania

            W starym, uroczym Antibes,
czyli sprawozdanie z pobytu
na Lazurowym Wybrzeżu
w ramach projektu edukacyjnego
gminy Wadowice
(Mobilność Kadry Edukacji Szkolnej)


Początek (commencement)


Przygotowania do udziału w projekcie gminnym zaczęły się kilka miesięcy przed wyjazdem. Podczas spotkania z nauczycielami z różnych szkół naszej gminy przedstawiłam informacje na temat Francji – jej dorobku kulturowego, zwyczajów, współczesnych problemów. We własnym zakresie rozpoczęłam naukę języka francuskiego, natomiast przed samym wyjazdem nawiązałam kontakt mailowy z rodziną francuską, u której później zamieszkałam (od 1 do 15 lipca 2017r.)


Szkoła (école)

Mieści się w starym, przepięknym budynku, porośniętym egzotyczną roślinnością. Z zewnątrz w niczym nie przypomina szkoły, tym bardziej, że na pierwszym piętrze znajduje się ogromny taras z widokiem na całe miasto i pobliskie góry. W środku natomiast można znaleźć mnóstwo małych, przytulnych sal lekcyjnych, dostosowanych do pracy z niewielką liczbą osób.



Organizatorzy sprawnie przeprowadzili testy (pisemne i ustne) wśród nowych studentów i podzielili wszystkich na małe grupy. Intensywna praca trwała tydzień, a później następowała zmiana grupy i nauczyciela, związana z kolejnymi testami i coraz to nowymi studentami, przybywającymi do Centre International.
Nauka języka francuskiego wiązała się ściśle z edukacją międzykulturową i międzypokoleniową, gdyż w jednej grupie pracowali ludzie w różnym wieku z różnych krajów (Rosja, Stany Zjednoczone, Brazylia, Szwecja, Ukraina). Dopiero w drugim tygodniu pobytu spotkałam jedynego Polaka… Konwersacje odbywały się w języku francuskim, ale wykorzystywałam również swoją znajomość języka angielskiego i rosyjskiego.  
Jestem pełna podziwu dla kadry w Centre International d’ Antibes. Myriam i Mireille, które prowadziły zajęcia, zaskakiwały nas wszystkich swoją pomysłowością. Było miło, sympatycznie, wesoło i ciekawie. Czas mijał błyskawicznie, chociaż zajęcia trwały od 9.00 do 12.20 i obejmowały 40 godzin lekcyjnych. W szybkim tempie poznaliśmy mnóstwo słówek, zaczęliśmy mówić o sobie, rozmawiać, zadawać pytania, przygotowywać prezentacje „na gorąco”, bez słowników. Pracowaliśmy indywidualnie, parami i całą grupą. Wykorzystywaliśmy elementy gier dydaktycznych, pisaliśmy ze słuchu, ćwiczyliśmy wymowę na przykładach śmiesznie zestawionych, trudnych wyrazów. Razem z Myriam wyruszyliśmy w teren, by w małych grupach rozmawiać ze sprzedawcami w marketach i na placach, a potem prezentowaliśmy nasze odkrycia (niezwykłych towarów i … ich niezwykłych cen; niezwykłych, bo dość wysokich na Lazurowym Wybrzeżu). Mireille z kolei sprawiła, że zajęcia z nią były po prostu frajdą dla wszystkich. Myślę, że francuskie innowacyjne rozwiązania dydaktyczne wykorzystam w swojej pracy nauczycielskiej, upowszechniając dobre praktyki w polskiej edukacji.


Kontakty (contacts)

Ludzie, u których mieszkałam przez dwa tygodnie, byli niezwykle uroczy. Philippe, ojciec rodziny, opowiadał o Antibes, o sobie, o rodakach i ich zwyczajach. Ciekawiła go bardzo Polska i nasz styl życia. Pytał między innymi o to, czy też mamy tyle beznadziejnych programów telewizyjnych, czy na naszych drogach też są ciągle korki… Jego córka, Marine, miło wspominała swój pobyt w Polsce, zwłaszcza w Krakowie, który bardzo jej się spodobał. Do tej pory pamięta Kościół Mariacki z jego ołtarzem i przepięknym sklepieniem krzyżowo – żebrowym. Zauważyła, że polichromia jest podobna do tej w kaplicy św. Bernarda w Antibes (którą zwiedziłam później). Z nimi rozmawiałam w języku francuskim i angielskim, natomiast z gospodynią mieszkania, Marielle, tylko w języku francuskim, ćwicząc podstawowe umiejętności językowe. Urzekły mnie francuskie śniadania (petit déjeuner) – niewielkie, smaczne i pożywne (grzanki, masło, dżemy, sery, a nawet naleśniki; do tego kawa, herbata lub sok).
Na ulicach, w kawiarniach, restauracjach, sklepach czy na plaży słyszałam język francuski, który brzmi jak muzyka, dlatego przyjemnie się go słucha… Tym niemniej z każdym Francuzem można porozmawiać w języku angielskim, który też przy okazji ćwiczyłam. Z Rosjanami rozmawiałam po rosyjsku, a z Ormianinem – po rosyjsku i angielsku. Miał dużo pytań, dotyczących naszego kraju. Znał wszystkie filmy Romana Polańskiego, wysoko cenił reżyserską pracę Krzysztofa Kieślowskiego i był zachwycony jego filmami. Znał też naszych poetów, kompozytorów; uważał, że jesteśmy utalentowanym narodem i powinniśmy być z tego dumni. Ciekawiło go, czy my, Polacy, czytamy literaturę rosyjską i czy uczymy się jej w szkołach. Trochę się zdziwił, gdy zacytowałam mu z pamięci fragment „Eugeniusza Oniegina” w oryginale, przypominając sobie dawno niewykorzystywany język rosyjski. Nawiasem mówiąc, znał ciąg dalszy poematu Puszkina (a uczniowie w szkole często mnie pytają, po co właściwie mają się uczyć wierszy na pamięć…).

Pasje Francuzów (passions des Français)
Nie wiem, czy na wszystkie zwróciłam uwagę, ale na pewno jedną z nich jest ukochanie kwiatów. Widać je dosłownie wszędzie – na skwerach, placach, w oknach domów, przy murach, nad głowami przechodniów; często pną się pomiędzy kamieniczkami, łącząc je ze sobą...  Myślę, że z tego właśnie powodu nie wycina się starych drzew. Te, które są na zdjęciach, zobaczyłam przy mojej drodze na skróty do szkoły. Gospodarz domu, Philippe, pokazał mi je z wielką dumą. Nowocześni Francuzi mają sentyment do wszystkiego, co stare. W mieście zwraca się uwagę na drzwi – przy wielu kamienicach są tak stare, że wydaje się to nie do uwierzenia. Ale są, funkcjonują, nikt nie myśli o ich wymianie na nowe, z płyty czy czegoś w tym rodzaju – i to właśnie jest piękne! Tworzą niepowtarzalny klimat tego miasta.
Pewnego dnia na znanym mi już placyku przed kawiarenką pojawili się mieszkańcy miasta, którzy wystawili na sprzedaż niepotrzebne im rzeczy – i było mnóstwo takich, którzy z zainteresowaniem je oglądali. Okazuje się, że wszystko, co stare, może nawet poobijane, ma tu swoją wartość (zwłaszcza rzeczy autentyczne, a nie sztucznie postarzane...).





Stare miasto (centre ville)

Antibes to miasto założone przez starożytnych Greków (ok. V – IV w. p. n. e.) między górami i morzem. Bogata jest jego historia, gdyż przechodziło różne koleje losu, ale do dziś widać wpływy greckie w architekturze (kiedyś nosiło nazwę Antipolis). Dziś można podziwiać urokliwe wąskie uliczki, piękne budynki z charakterystycznymi okiennicami i dachówkami o głębokiej fali w ciepłej kolorystyce południa Francji. Wszędzie zieleń – gdzie tylko okiem sięgnąć, rosną palmy, kaktusy i wszelkie kwiaty, a zwłaszcza oleandry, nazywane tu lauriers roses, które często są po prostu drzewami. Kwitną w kolorze białym, różowym, łososiowym lub kremowym i nadają miastu swoisty charakter.
Podobały mi się msze w katedrze w Antibes. Kościół wprawdzie nie był pełny, ale wierni wiedzieli, po co do niego przychodzą. Przygotowaniami do mszy zajmowali się ludzie świeccy; oni też zbierali pieniądze na składkę. Prowadzili śpiewy kościelne, dyrygując przy ołtarzu, a robili to tak sprawnie i pięknie, że cały kościół śpiewał żywo, energicznie. Wierni uśmiechali się do siebie, a po skończonej mszy wcale nie uciekali z kościoła, przepychając się nawzajem, jak to często u nas bywa…
Urocza jest też niewielka kaplica św. Bernarda, z owocującymi przed wejściem drzewkami pomarańczy po obu stronach (zdjęcie obok). W środku jest cicho, urokliwie, spokojnie…
W Antibes znajduje się muzeum Pabla Picassa. Mieści się w dawnym zamku rodziny Grimaldich, który został przejęty przez miasto w 1926 roku. Dwadzieścia lat później mieszkał tu przez sześć miesięcy wielki artysta, który zostawił miastu około 250 swoich dzieł, w tym oryginalną ceramikę, własnoręcznie zdobioną. Z okien zamku miał przepiękny widok na Morze Śródziemne… W muzeum można obejrzeć mnóstwo prywatnych zdjęć Picassa z różnych okresów jego życia. Twórca ten do dziś fascynuje, a przewodnicy ze szkoły w Antibes mówią o nim z wielkim uczuciem (między innymi Claudio, organizator wycieczek, przewodnik, świetny gawędziarz i przemiły człowiek). Miasto jest dumne z pobytu artysty w tym wspa niałym miejscu.



Antibes leży w Prowansji. Ciekawostką jest sposób funkcjonowania targu prowansalskiego (le Marche Provençal) w mieście. Od rana odbywa się sprzedaż owoców, warzyw, serów, ziół, przypraw, miodu, lawendy, oliwek, a także sukienek, kapeluszy, koszyków, pościeli, ręczników i wielu innych artykułów. Po południu ani śladu po sprzedawcach. Na teren targu wchodzi ekipa sprzątająca, a po chwili pobliskie kawiarenki rozkładają w tym miejscu stoliki i krzesła – pod zadaszeniem, w cieniu można spokojnie posiedzieć, coś przekąsić i odpocząć.
W Antibes mieści się najważniejszy i największy port jachtowy w basenie Morza Śródziemnego. Port Vauban to jedyne miejsce Lazurowego Wybrzeża, gdzie mogą się zmieścić ogromne jachty bogatych tego świata (zwany jest Przystanią Miliarderów czy też Portem Miliarderów). Na nabrzeżu portu od niedawna (2010 rok) znajduje się nowoczesna rzeźba, której wysokość z daleka przyciąga wzrok turystów. Autor, Jaume Plensa, stworzył niezwykłe dzieło, któremu nadał tytuł „Nomade”. Niektórzy wpadają w zadumę na widok siedzącej postaci, zapatrzonej w morze, a inni po prostu… wspinają się na nią od środka lub od zewnątrz. Jedno jest pewne – nikt nie przechodzi obok niej obojętnie.


W okolicy (prés de la ville)

Niedaleko Antibes, w miejscowości Grasse, znajduje się fabryka perfum Fragonard i jednocześnie Musée International de la Parfumerie. Jej początki sięgają XVIII wieku, a perfumy produkuje się tu do dziś, ręcznie napełniając flakoniki i pakując je. Znaleźć tu można kompozycje zapachowe do perfum produkowanych na całym świecie; wąchanie koszy do filtrowania daje pojęcie o rozmaitości zapachów. W budynku znajdują się też przepięknie urządzone stoiska z perfumami, mydełkami ręcznie produkowanymi, żelami, tonikami oraz wieloma innymi kosmetykami. Francuskie zapachy potrafią oczarować każdego zwiedzającego… Nasza wycieczka tu właśnie zatrzymała się na długo (nawet na bardzo długo).



Nadmorskie uzdrowisko Juan les – Pins zachwyciło mnie przepięknymi, piaszczystymi plażami, mającymi długość około 25 km. Niektórzy twierdzą, że tu właśnie jest najpiękniej.

W Nicei urzekł mnie… port lotniczy. Pasy startowe ciągną się wzdłuż wybrzeża wysuniętego w morze. Samoloty startują wprost w stronę wielkiej lazurowej wody – wrażenie jest niesamowite!
Zanim dojechaliśmy do Monako, mogliśmy podziwiać je z góry, z punktu widokowego. Maleńkie miasto – państwo jest pięknie położone i zachwyca swym urokiem. Szczególnie warto polecić muzeum oceanograficzne, założone przez księcia Alberta I Grimaldiego, naukowca, badacza. Sam stuletni budynek stoi na wysokiej skale, a w środku znajduje się około 100 różnej wielkości zbiorników z wodą. Zwiedzający mogą oglądać życie w wodzie, podziwiać podwodny świat i… robić zdjęcia. W ogromnych salach zaskakują szkielety zwierząt morskich, wiszące nawet u sufitu (największy z nich liczy około 18 metrów długości). Ekspozycje są starannie dobrane, pomysłowo zestawione tak, że turyści nie chcą odchodzić od szyb… Wszystkich natomiast zaskakuje jedna z nich, prezentująca… stare rzeczy, wyłowione z morza – jakiś poobijany czajnik, dziurawe wiadro, lalka bez oka itp. Wśród nich króluje wesoła maska klauna. Książę Albert miał poczucie humoru… Był zapewne estetą, skoro misternie wykonana posadzka przedstawia żyjątka morskie. Bardzo mi się spodobała. Ogromne wrażenie wywarła na nas wszystkich katedra św. Mikołaja w  Monako.




Podsumowanie (résumé)


Pobyt w szkole językowej i w Antibes wspominam miło. Rozmawiałam z wieloma ciekawymi ludźmi, nauczyłam się podstaw języka francuskiego, podziwiałam pracę francuskich nauczycieli języka. Wykorzystywałam w praktyce znajomość angielskiego, rosyjskiego i francuskiego. Zwiedziłam miasto i jego okolice, poznałam bogactwo kulturowe tego regionu. Wspólnie z prowadzącymi zajęcia dyskutowaliśmy o problemach językowych, sposobach wymawiania słów francuskich w zależności od narodowości, porównywaliśmy ciekawe zagadnienia, próbowaliśmy dociec, skąd biorą się wyjątki od wielu reguł – jednym słowem oprócz nauki języka pojawiały się dyskusje o nim, co mnie jako polonistę bardzo interesuje.
Zdobytą wiedzą i doświadczeniem chętnie podzielę się z innymi - zarówno z uczniami jak i z nauczycielami.

                                             Autorka relacji oraz zdjęć: Alicja Kania
                                                        Zespół Szkół nr 1 w Choczni

Koordynator placówki: Kinga Cholewka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz