Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 kwietnia 2018

IRLANDIA: GALWAY, PEOPLE AND ME…



RADOSŁAW ZIELIŃSKI
SZKOŁA PODSTAWOWA NR 4 WADOWICE
KURS JĘZYKA ANGIELSKIEGO – GENERAL ENGLISH
IRLANDIA – GALWAY
12.03.2018 – 23.03.2018

            W ramach projektu PO WER – „Mobilność kadry edukacji szkolnej” mój wybór padł na Irlandię, a konkretnie położone u wybrzeży Atlantyku Galway. Przygotowania do wyjazdu rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej od kursu języka angielskiego prowadzonego przez panią Paulinę Sarapatę w SP nr 4 w Wadowicach. Następnie zakup biletów lotniczych z Modlina do Shannon i rezerwacja samochodu, który miał pomóc mi w poruszaniu się po Zielonej Wyspie. Swoją drogą jazda lewym pasem nie jest taka trudna. Kwestia przyzwyczajenia.
J Ale od początku…
            W Irlandii wylądowałem w niedzielę 11.03.2018 r. o godz. 23.00. Po odebraniu Fiata 500 na lotnisku w Shannon musiałem przebyć 100 km na północ, aby dotrzeć do Galway. Muszę przyznać, że pierwsze wrażenia dotyczące jazdy samochodem z kierownicą po prawej stronie były dość dziwne, ale w miarę szybko przyzwyczaiłem się do tego. Do miejsca zamieszkania dotarłem ok. godziny 1.30 w nocy. Szybkie rozpakowanie bagaży, jeszcze szybszy prysznic i do spania. W końcu o 8.00 musiałem stawić się na pierwszych zajęciach w Galway Cultural Institute…
            Poniedziałek – pierwszy dzień w szkole i od razu test! Miał on oczywiście na celu zdiagnozowanie mojej znajomości języka angielskiego. Później jeszcze krótka rozmowa wstępna i ku mojemu zaskoczeniu zakwalifikowano mnie na poziom A2. Nie jest tak źle – pomyślałem. I rzeczywiście nie było! Trafiłem do bardzo międzynarodowej grupy z Brazylijczykami, Hiszpanami, Francuzami, Meksykaninem, Włoszką i  Kolumbijką.  
W drugim tygodniu kursu grupa nieznacznie się zmieniła. Francuzi i część Brazylijczyków zakończyła swój pobyt, a niektórzy awansowali poziom wyżej. Na ich miejsce przybyli za to Tajwańczyk, Japonka oraz nauczyciel wf-u z Arabii Saudyjskiej. Byłem jedynym Polakiem w całej szkole. Sytuacja ta miała swoje plusy, gdyż zmuszała mnie do ciągłej konwersacji w języku angielskim. Podczas kursu zrozumiałem, że gramatyka nie będzie mi tak bardzo potrzebna, przynajmniej podczas rozmowy z innymi uczniami. Ważniejszym było złamanie pewnej bariery, którą szybko udało mi się pokonać. Później było już tylko lepiej. Efektem tego był końcowy test, który udało mi się napisać na 92 %, najlepiej z całej grupy. Szkoła posiadała również bogatą ofertę zajęć pozalekcyjnych, na które zapisywałem się z wielką ochotą. Między innymi miałem okazję poznać arkana parzenia słynnej Irish Coffee czy też uczestniczyć w spacerze śladami Eda Sheeran’a, który właśnie w Galway nagrywał teledysk do jednej ze swoich piosenek, pt. „Galway girl”.

            Jednak nauka języka to nie tylko szkoła. Miałem to szczęście, że już pierwszego dnia poznałem bardzo życzliwych ludzi, którzy towarzyszyli mi przez następne dwa tygodnie. I to nie tylko podczas zajęć lekcyjnych. Z Estebanem (Hiszpania), Pablo (Meksyk) i Victorem (Brazylia) do teraz kontaktujemy się telefonicznie i poprzez media społecznościowe. To właśnie z nimi spędzałem najwięcej czasu wolnego od szkoły. Wspólnie organizowaliśmy wycieczki do różnych ciekawych miejsc, m.in. Connemara National Park czy Cliffs of Moher. Zadanie to było ułatwione z racji posiadania przeze mnie samochodu. Również z moimi latynoskimi przyjaciółmi każdego dnia odkrywałem Galway położone nad rzeką Corrib. A muszę przyznać, że miasto jest wyjątkowe. Ma w sobie duszę. Myślę, że nie bez powodu będzie europejską stolicą kultury w 2020 roku. Znane jest z kultywowania języka, muzyki, pieśni oraz tańców irlandzkich. I rzeczywiście to wszystko widać było wśród kolorowych zaułków. Co rusz napotykaliśmy ulicznych artystów – muzyków, tancerzy. Zresztą pewnego dnia pozazdrościliśmy im tego przepełnionego wolnością wyrażania siebie i postanowiliśmy, że musimy spróbować swoich sił. Korzystając z okazji, że rodzina u której mieszkałem pożyczyła mi gitarę, wybraliśmy repertuar i rozpoczęły się próby. „La bamba”, „Cancion Del Mariachi” czy „Stand by me” to tylko niektóre piosenki ćwiczone przez nas. Do występu doszło w przeddzień mojego powrotu do Polski, a pozytywne wrażenia na zawsze zostaną w mojej pamięci. Przy okazji w ciągu godziny zarobiliśmy ponad 40 Euro. J
            Nie mogę nie wspomnieć, że mój pobyt w Irlandii zbiegł się z największym narodowym świętem tego kraju, Saint Patrick’s Day. Dzień Św. Patryka obchodzony jest co roku 17 marca, a więc wypadł na półmetku mojej wizyty. Mimo to świąteczną atmosferę dało się wyczuć dużo wcześniej, a kolor zielony, nawiązujący do trawiastego krajobrazu wyspy i symbolizujący koniczynę przypisywaną tradycyjnie Św. Patrykowi dominował nad wszystkimi pozostałymi. O godzinie 12 w południe ruszyła parada, która wiodła przez główne ulice miasta. W tym dniu Galway stało się miastem jeszcze bardziej międzynarodowym niż zazwyczaj.

            Podsumowując mój wyjazd, muszę stwierdzić, że doświadczyłem czegoś niesamowitego, czego nie da się do końca opisać słowami. Myślę, że zdjęcia też całkowicie nie oddadzą klimatu Irlandii i samego miasta. Tam trzeba być i zobaczyć to na własne oczy, poczuć na własnej skórze. Zarówno miejsce jak i ludzie, których spotkałem, na zawsze pozostaną w moim sercu. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.  A tymczasem naukę języka angielskiego będę kontynuował w Polsce.
PS Jedyne czego nie udało mi się doświadczyć to typowo irlandzkiej pogody, gdyż w trakcie mojego pobytu przez większość czasu było bardzo słonecznie.
Radosław Zieliński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz